Wrażenia po pierwszych motogodzinach na Husqvarnie 

Brud, pot, piach w oczach, nosie, zakwasy. A miało być spokojnie: “dziś dopiero zaczynamy, na torze się tylko pokręcimy, wyczujemy maszyny, na luzie.” Ehe… po chwili kręcenia się na torze, przyjechał kolega na quadzie i pojechaliśmy z nim na full enduro ride.

Pardon my French

GS’em nieraz zjeżdżałam z głównej i przeprawiałam się przez szutry i chaszcze. Jednak to dwa różne światy.

Szukając metafory, która choć w przybliżeniu odda tę różnicę powiem tak: jazda na GS’ie w off-roadzie jest trochę jak toczenie kuli śniegu, jazda Husky jest jak puszczanie kaczek nad jeziorem super płaskim kamieniem. Jedna i druga zabawa jest przyjemna, acz inna. 

Endurak lata, jest  jak dzik - ryje piachy i nie pyta czy może. Jest lekki i pokonuje hopki, piachy, błoto, trawy na które nigdy nie wybrałabym się GS’em. 

Hasło dnia

8 lat jeździłam po szosach i ostatnio czułam już w kościach, że przyszedł czas na zmianę. Powiedziałam A, powiedziałam B - była ekscytacja, była też chwila “co ja najlepszego zrobiłam”. Jednak po pierwszych motogodzinach na nowej Husqvarnie FE 450, mówię już z pełnym przekonaniem - “to jest to!”.

Previous
Previous

Tor motocrossowy Mirocin Dolny | Enduro

Next
Next

Seroki motocross