Jednośladem z Polski do Nowej Zelandii

Spełnili marzenia udając się w niesamowitą podróż z Polski, przez Bałkany, Jedwabny Szlak, Jezioro Bajkał, Pustynie Gobi, Himalaje, Indochiny, po Australię aż w końcu Nową Zelandię. Większości znani jako Dreams Catchers’ Journey. Ona na Hondzie CRF 250L, on na BMW 800 GS. 15 miesięcy w siodłach. To robi wrażenie.

Jak przetransformować marzenia w plany, a plany wcielić w życie? Czy rzeczywiście tak jest, że im gorzej wygląda lokalna knajpa, tym lepiej można tam zjeść? Jak dobrze przygotować się do podróży? Czego uczą dalekie wyprawy? Jak zmieniają perspektywę patrzenia na otaczającą nas rzeczywistość?

Dziś, m.in. właśnie o tym, mam przyjemność rozmawiać z damską częścią tego niesamowitego teamu - Martą Jastrząb.

DreamCatchersJourney-1680.jpg

Wheels and hills: Marto, zacznijmy od korzeni. Skąd u Ciebie pasja do jednośladów?

Marta Jastrząb: W mojej rodzinie nigdy nie było motocyklistów. Pierwsza styczność z motocyklowym światem miała miejsce, gdy poznałam mojego, teraz już od kilku lat, męża. Po jakimś roku odkąd zaczęliśmy się spotykać oświadczył, że jedzie z przyjacielem motocyklami do Brazylii na karnawał. Tylko, że przez Azję, więc nie będzie go co najmniej sześć miesięcy. Jak zapowiedział, tak zrobił. Ostatecznie, po ośmiu miesiącach doleciałam do chłopaków do Brazylii. Wtedy też, po raz pierwszy wspólnie z moim Łukaszem zwiedzaliśmy obcy kraj na innym kontynencie z perspektywy siodła motocykla, ja jako pasażer, on jako kierowca. Można więc śmiało powiedzieć, że moja pasja do podróżowania jednośladem zaczęła się właśnie tam. Jeśli zaś chodzi o pasję do samodzielnego kierowania jednośladem, zaczęła się ona również tam… bo od głębokiej niechęci do jazdy motocyklem w roli pasażera :P

Tak więc, gdy jakiś czas po powrocie do Polski zaczęliśmy powoli marzyć o naszej wspólnej wyprawie motocyklowej, zrobiliśmy wszystko, by odbyła się ona na dwóch motocyklach. Nasz wybór idealnego motocykla wyprawowego dla mnie padł na Hondę CRF 250 L. To przede wszystkim mały i lekki motocykl, idealny na pierwszą maszynę. Był też wielokrotnie sprawdzony w boju przez kilku innych zagranicznych motocyklowych podróżników, co tylko potwierdziło, że na tym motocyklu można polegać i sprawdzi się w wyprawie, takiej jak nasza.

W&H: Pierwsze w życiu jazdy, pierwszy motocykl i pierwsza podróż - i to tak daleka. Zanim się w nią wybrałaś - czy spotkałaś się z pytaniami typu “po co Ty - kobieto - się w to pchasz?”

M.J.: Nie ukrywam, że zdarzały się podobne pytania, choć rzadko. Nigdy jednak nie czułam potrzeby zadawania sobie trudu, żeby rozwiewać czyjekolwiek wątpliwości. W końcu to ani moje wątpliwości, ani mój problem, ze ktoś je ma :P

W&H: Mimo, że kobiety w świecie jednośladów to wciąż tzw. rodzynki, to statystyki mówią, że w ciągu ostatnich 10 lat, liczba motycyklistek stale rośnie. Jak myślisz skąd taki motocyklowy boom wśród kobiet? Zrobiłyśmy się odważniejsze? Skąd taki trend wg Ciebie?

M.J.: Nie sądzę, żebyśmy nagle zrobiły się odważniejsze. Kobiety od zawsze były bardzo silne, odważne, potrafiące wiele znieść i przecierpieć. Myślę, że stałyśmy się po prostu bardziej świadome tego, że nastały czasy, przynajmniej w naszej kulturze, w których nie istnieje żaden powód, dla którego miałybyśmy NIE jeździć, jeśli tego chcemy.

W&H: Ok, a wracając do podróży… 15 miesięcy w siodle, kawał świata zjeżdżony… Gdybyś miała wytypować najbardziej niesamowite i niezapomniane miejsca, jakie by to były?

M.J.: Istnieje naprawdę bardzo dłuuuuga lista moich niezapomnianych miejsc. Gdybym jednak miała wytypować takie top trzy to byłby to na pewno Tadżykistan. Tam w pięknym stylu przesunęłam granice swoich możliwości, dając się namówić na przejazd przez dolinę Bartang.

Na pewno Pakistan, bo było przepięknie i poznaliśmy tam fantastycznych ludzi.

No i moja wisienka na torcie, ukoronowanie kilkunastu miesięcy trudów, czyli Nowa Zelandia. Kraj cudowny, pocztówkowy, łatwy, przyjemny, zróżnicowany, dobrze zorganizowany. Podróż wzdłuż i wszerz Nowej Zelandii to była przyjemność w najczystszej formie.

wheels and hills-maps.png

W&H: A propos przyjemności - wiem, że lubicie dobrze i smacznie zjeść. Jak oceniasz kuchnie świata, które dane Ci było skosztować?

M.J.: Dość krytycznie. Wyprawę motocyklową cechuje to, że praktycznie cały dzień schodzi człowiekowi na tranzyt lądowy z punktu A do punktu B. Żadne to odkrycie Ameryki, ale niesie za sobą pewne konsekwencje. Jedną z nich są raczej małe szanse na zaplanowanie lunchu po drodze w turystycznej miejscowości i jeszcze mniejsze szanse na wybór knajpy z trip advisor’a z pyszną lokalną kuchnią. Innymi słowy, je się to, co się akurat trafi, bez wybrzydzania. I tak to wyglądało przez większość czasu. Pokutuje podróżnicze hasło, że „im gorzej wygląda jakieś miejsce/knajpa, tym lepiej można tam zjeść”. Z naszego doświadczenia, owszem, zdarzało nam się zjeść coś pysznego w obskurnym miejscu, ale zdecydowanie częściej jedliśmy jakiś syf tylko po to, żeby zabić głód. I to w miejscach pełnych lokalsów, którzy ramię w ramię z nami, też ten syf jedli. Myślę, że spokojnie mogę powiedzieć, że w każdym państwie, które odwiedziliśmy udało nam się zjeść coś dobrego, ale zdecydowanie częściej po prostu zabijaliśmy głód i jedliśmy, co było, czy to chipsy lay’s czy sam ryż z surową cebulą.

W&H: Jeśli mowa o mniej przyjemnych sprawach - czy podczas podróży doznałaś momentu gdy nie czułaś się bezpiecznie ze względu na innych ludzi?

M.J.: Nie, na szczęście nie było takiego momentu.

W&H: Co było w takim razie dla Ciebie najtrudniejsze?

M.J.: Najtrudniejsze do zniesienia dla mnie były sytuacje, kiedy nastawiałam się na „łatwy” dzień jazdy, a lądowaliśmy w jakimś ciężkim terenie, bo mój mąż np. pomylił drogę, ale nie chciał się przyznać i udawał, że na pewno jedziemy dobrze.

W&H: Z pewnością, wielu utrudnień uniknęłaś dzięki temu, że postawiłaś - tak jak wcześniej wspomniałaś - na mały i lekki motocykl. Ostatnio wśród podróżników motocyklowych coraz popularniejsze jest podejście “light is right”, co skutkuje stawaniem na lekkie enduro zamiast na ponad litrowe maszyny. Co o tym myślisz?

M.J.: Myślę, że każdy motocyklowy podróżnik z powodzeniem może sobie sam odpowiedzieć na pytanie, co dla niego jest „right” i jaki sprzęt najlepiej pasuje do jego stylu podróżowania.

W&H: A wróćmy na chwilę do momentów przed wyjazdem. Co było najtrudniejsze w procesie przygotowania się do wyjazdu? Co wzięliście pod uwagę?

M.J.: Myślę, że najtrudniejsze w procesie przygotowywania wyprawy było dobre zaplanowanie trasy. Istniał szereg aspektów, które trzeba było wziąć pod uwagę, m.in. warunki pogodowe w różnych miejscach na świecie o różnych porach roku, żeby np. nie trafić w wysokie góry w zimie, czy okres ważności wiz. Część wiz musieliśmy zorganizować jeszcze przed wyjazdem. Dlatego tak ważne było zaplanowanie, kiedy mniej więcej będziemy w danym kraju. Dodatkowo w naszym przypadku dochodziła jeszcze z góry ustalona data stawienia się na chińskiej granicy, by wraz z grupą innych podróżników przejechać z obowiązkowym przewodnikiem przez Chiny. Co więcej, jak już człowiek wybiera się w taką podróż to wiadomo, że chce przejechać przez najbardziej zjawiskowe motocyklowe trasy ;) Wyszukanie takich miejsc i wplecenie ich w trasę również stanowiło niemałe wyzwanie. To wszystko należało dobrze przemyśleć i to była chyba najbardziej skomplikowana część planowania całego przedsięwzięcia. Szczęśliwie dla mnie, mój mąż uwielbia rozkładać sobie mapy na dywanie i wyobrażać, którędy by przejechał, więc przez ten etap przebrnęliśmy w miarę bezboleśnie :)

W&H: Czy było coś, co pominęliście w planowaniu, a co zweryfikował mniej lub bardziej boleśnie już wyjazd?

M.J.: Nie było chyba takiej rzeczy, którą pominęliśmy w planowaniu. Uczciwie muszę przyznać, że byliśmy dobrze przygotowani. Uważam też, że najlepszym, co mogłam zrobić przed wyjazdem było odbycie kilku szkoleń z terenowej jazdy motocyklem. Polecam to każdemu, kto myśli o motocyklowych podróżach, a nie ma doświadczenia w jeździe off road. Obecnie w Polsce jest bardzo dużo szkół uczących jazdy w terenie, ja akurat szkoliłam się w Akademii Enduro, którą polecam z całego serca.

W&H: Taka podróż wymaga przygotowań, nie tylko w zakresie planowania i logistyki ale i budżetu. Jak sobie radziliście ze zdobywaniem wsparcia, sponsoringu?

M.J.: Zrobiliśmy ładną prezentację w Power Point i wysłaliśmy w kilka miejsc ;) Było sporo firm niezainteresowanych wsparciem naszego projektu, ale znalazły się też takie, które bardzo chętnie nawiązały z nami współpracę. Mieliśmy jednego sponsora finansowego, firmę SII, w której pracował, i notabene dalej pracuje, Łukasz. Prowadzi ona program wspierania pasji swoich pracowników. Jeśli chodzi o inne rodzaje wsparcia były to głównie zniżki, rzeczy, które otrzymaliśmy do testów, darmowe szkolenia czy patronaty medialne. Praktycznie jednak zdecydowana większość naszego wyprawowego budżetu pochodziła z oszczędności własnych.

W&H: Organizacja takiej wyprawy to spora misja. Wielu o niej marzy, nie każdy jednak decyduje się na wcielenie w życie. Co byś powiedziała tym, którzy myślą o podróży lecz wciąż się wahają i targani są uczuciami niepewności - powiedzmy to szczerze - strachem przed nieznanym.

M.J.: Wydaje mi się, że najtrudniejsze to zrobić ten pierwszy krok. Zdecydować się wyjechać i chcieć tego tak mocno, żeby doprowadzić to marzenie do realizacji. Kiedy już się wyruszy to „strach przed nieznanym” czy niepewność szybko mijają. Nie ma się na nie nawet czasu! Bo trzeba znaleźć stację benzynową, zorganizować jedzenie, poszukać noclegu, zaplanować trasę na następny dzień, rozwiązać parę problemów, zdążyć na granicę przed zamknięciem... Człowiek błyskawicznie adaptuje się do nowej sytuacji i nowego stylu życia. Zauważyliśmy też pewną prawidłowość i czasem wydaje mi się, że naprawdę jest COŚ w stwierdzeniu, że „karma wraca”. Bo za każdym razem, gdy mieliśmy, zdawałoby się poważny problem w naprawdę dziwnym miejscu, nagle znikąd zjawiał się ktoś, kto był w stanie nam pomóc. Także to też dobra rada podróżnicza na przyszłość: „pomagaj, a i Tobie pomogą”.

W&H: Z pewnością, na niektóre sprawy patrzysz już z innej perspektywy. Jaką lekcję wyciągnęłaś z całej wyprawy?

M.J.: Wyciągnęłam z wyprawy bardzo wiele lekcji. Z resztą uważam, że jedną z największych zalet takiej podróży jest to, że wreszcie ma się dużo czasu na myślenie. Tego czasu często brakuje w codziennym życiu. Najcenniejszymi według mnie lekcjami są tak naprawdę te, które głęboko uświadamiają nas o rzeczach oczywistych. Np. Ile razy człowiek sobie myśli „że w sumie nie ma w życiu najgorzej” albo wręcz „że inni mają gorzej”? Pewnie wiele razy. A ile razy jest naprawdę wdzięczny i szczęśliwy za to co ma lub dostał od losu przez przypadek? Ani nie wybraliśmy rodziny, w której się urodziliśmy, ani państwa czy kultury, w której dorastaliśmy, ani religii, w której nas wychowano. Mam pełną świadomość, że pewne przywileje wygrałam w życiowej loterii i nie zrobiłam nic, żeby na nie zasłużyć. I tak np. mam kochającą rodzinę, mogłam sobie wybrać męża, skończyć studia, mogę nosić krótkie spodenki, nie muszę gotować, jak mi się nie chcę. Mogę też skoczyć na motocyklu do Nowej Zelandii, jeśli sobie na to zarobię, bo w moim kraju kobiety mogą prowadzić jednoślady i pracować na równi z mężczyznami. Także naprawdę proste i zdawałoby się oczywiste rzeczy, ale które sprawiają, że człowiek trochę inaczej patrzy na swoje życie.

W&H: Czy po tak dalekiej podróży, po tak długim czasie w siodle nie masz dosyć motocykli?

M.J.: Nie mam dość. Bywały momenty w podróży, kiedy pod koniec dnia wszystko bolało mnie tak bardzo, że obiecywałam, że już więcej na motocykl nie wsiądę, ale to uczucie mijało następnego dnia rano. Od jakiegoś czasu jestem całkowicie wyłączona z jeżdżenia jednośladem, więc poczynania innych motocyklistów śledzę z wielką zazdrością i nie mogę się doczekać, aż sama wrócę do jazdy.

wheels-and-hills.png

W&H: I ostatnie pytanie - jakie masz plany? Podobno przed Tobą największa przygoda życia?

M.J.: To prawda, lada dzień przyjdzie na świat nasza córeczka : ) Mieliśmy ambitny plan, żeby przed jej narodzinami skończyć pisanie bloga, obróbkę zdjęć i montaż filmików z wyprawy, żeby kiedyś jej pokazać, jaką podróż zrobili rodzice :P Niestety życie zweryfikowało nasze plany i raczej nie ma już szans, żebyśmy zdążyli!

W&H: Za to będziesz miała co opowiadać córce! Z pewnością będzie mogła być dumna z tak odważnej mamy, ba - rodziców. Gratuluję wyprawy, niesamowitej przygody i życzę pociechy z tej nadchodzącej - największej :)


Więcej o podróży Dream Catchers' Journey dowiesz się tutaj:


From Poland to New Zealand on two wheels

They made their dreams come true by going on an amazing journey from Poland, through the Balkans, the Silk Road, Lake Baikal, Gobi Deserts, the Himalayas, Indochina, to Australia and finally New Zealand. Most known them as Dreams Catchers ’Journey. She on a Honda CRF 250L, he on a BMW 800 GS. 15 months in saddles. It's impressive.

How to transform dreams into plans and put plans into practice? Is it true that the worse a local pub looks, the better you can eat there? How to prepare well for your trip? What do long expeditions teach? How do they change the perspective of looking at the reality around us?

Today, about this, I have the pleasure to talk to the female part of this amazing team - Marta Jastrząb.

DreamCatchersJourney-1680.jpg


Wheels and hills: Marta, let's start with the roots. Where does your passion for two-wheelers come from?

Marta Jastrząb: There have never been motorcyclists in my family. The first contact with the motorcycle world took place when I met my husband. After a year or so, since we started dating, he announced that he was going with a friend to Brazil for carnival on motorbikes. Except through Asia, so he won't be here for at least six months. As he announced, he did so. Eventually, after eight months I made it to the boys in Brazil. Then, for the first time, together with my Łukasz, we visited a foreign country on another continent from the perspective of a motorcycle saddle, me as a passenger, he as a driver. So it's safe to say that my passion for traveling by bike started right there. As for the passion for independent driving a two-wheeler, it also began there ... because from a deep reluctance to ride a motorcycle as a passenger:P

So, when some time after returning to Poland, we slowly began to dream about our joint motorcycle trip, we did everything to make it happen on two motorbikes. Our choice of the perfect adventure motorcycle for me fell on the Honda CRF 250 L. It is primarily a small and light motorcycle, perfect for the first machine. It was also tested many times in battle by several other foreign motorcycle travelers, which only confirmed that this motorcycle can be relied on and will work well in an expedition such as ours.

W&H: The first rides in your life, the first motorcycle and the first journey - and it's so far. Before you went into it - did you meet with questions like "why are you - woman - pushing yourself into it?"

M.J .: I do not hide that there were similar questions, although rarely. But I never felt the need to go to the trouble of dispelling anyone's doubts. After all, these are neither my doubts nor my problem that someone has them:P

W&H: Even though women in the two-wheels’ world are still so-called raisins, statistics say that over the last 10 years, the number of them has been steadily increasing. Where do you think such a motorcycle boom among women comes from? Did we get bolder? Where does this trend come from?

M.J .: I don't think that we suddenly became bolder. Women have always been very strong, brave, able to endure a lot. I think we've just become more aware that there are times, at least in our culture, where there is no reason why we should NOT ride if we want to.

dreams-catchers-wheels-and-hills-.png

W&H: Ok, and back to the journey ... 15 months in the saddle, you've traveled a large part of the world ... If you had to pick the most amazing and unforgettable places, what would they be?

M.J .: There is a really long list of my unforgettable places. If, however, I were to select top three, it would be Tajikistan. There, in a beautiful style, I pushed the limits of my possibilities, allowing myself to be persuaded to travel through the Bartang Valley.

Pakistan for sure, because it was beautiful and we met fantastic people there.

And my icing on the cake, the crowning achievement of several months of hardships, is New Zealand. A wonderful country, picturesque, easy, pleasant, diverse, well organized. Traveling across New Zealand was a pleasure in its purest form.

dreams catchers journey - top three places.png

W&H: Talking about pleasures - I know you like to eat well and tasty. How do you rate the cuisines of the world that you had the chance to taste?

M.J .: Quite critical. A motorcycle trip is characterized by the fact that practically the whole day is spent on land transit from point A to point B. This is not the discovery of America, but it has some consequences. One of them is rather little chance of planning lunch on the way in a tourist town and even less chance of choosing a trip advisor restaurant with delicious local cuisine.

In other words, you eat whatever you come across without being fussy. And it was like that most of the time. There is a travel slogan that "the worse a place / pub looks, the better you can eat there". In our experience, we did eat something delicious in a dingy place, but more often we ate some crap just to kill our hunger. And in places full of locals who ate this muck shoulder to shoulder with us. I think I can safely say that in every country we visited, we managed to eat something good, but more often we just killed the hunger and ate whatever was there, whether it was lay's crisps or just rice with raw onion.

W&H: Going to less pleasant things then, have you had a moment during your trip when you did not feel safe because of other people?

M.J .: No, fortunately there was no such moment.

W&H: What was the most difficult for you then?

M.J .: The most difficult situations for me were when I was setting up for an "easy" riding day, and we landed in some difficult terrain, because my husband, for example, made a mistake, but he did not want to admit and pretended that all is under control.

W&H: Certainly, you avoided many difficulties thanks to the fact that you put - as you mentioned before - on a small and light motorcycle. Recently, the "light is right" approach is becoming more and more popular among motorcycle travelers, which results in opting for a light enduro instead of over a liter machines. What do you think about it?

M.J .: I think that every motorcycle traveler can easily answer the question what is "right" for him and what equipment best suits his style of traveling.

W&H: Let's go back to the moments before the trip. What was the most difficult part of preparing for the trip? What did you take into account?

M.J .: I think that the most difficult part of the expedition preparation process was good route planning. There were a number of aspects that had to be considered, including weather conditions in different places around the world at different times of the year, e.g. to avoid hitting high mountains in winter, or visa validity period. We had to arrange some of the visas before leaving. That is why it was so important to plan when we would be approximately in a given country. In addition, in our case, there was also a predetermined date of arriving at the Chinese border, to go with a group of other travelers with a mandatory guide through China. What's more, when you go on such a journey, you know that you want to go through the most phenomenal motorcycle routes ;) Finding such places and weaving them into the route was also quite a challenge. It all had to be carefully thought out and it was perhaps the most complicated part of the planning of the whole project. Luckily for me, my husband loves to spread maps on the carpet and imagine which way he would go, so we got through this stage painlessly :)

W&H: Was there anything that you missed in the planning that was more or less painfully verified by the trip?

M.J .: There was probably no such thing that we missed in the planning. Honestly, I must admit that we were well prepared. I also think that the best thing I could do before my trip was to complete a few off-road motorcycle training courses. I recommend it to anyone who thinks about motorcycle travel and has no experience in off road riding. Currently in Poland there are a lot of schools teaching off-road driving, I just trained at the Enduro Academy, which I recommend with all my heart.

W&H: A trip like this requires preparation, not only in terms of planning and logistics, but also budget. How did you deal with getting support and sponsorship?

M.J .: We made a nice presentation in Power Point and sent it to several places;) There were many companies that were not interested in supporting our project, but there were also companies that were very eager to cooperate with us. We had one financial sponsor, the SII company where Łukasz worked, and still works. It runs a program to support the passion of its employees. When it comes to other types of support, these were mainly discounts, items we received for testing, free training or media patronage. However, practically the vast majority of our expedition budget came from our own savings.

W&H: Organizing such an expedition is quite a mission. Many dream about it, but not everyone decides to put it into practice. What would you say to those who think about the journey but still hesitate and are tormented by feelings of uncertainty - let's be honest - a fear of the unknown.

M.J .: It seems to me that the first step is the most difficult. To decide to leave and want it so badly that you would make this dream come true. Once you set out, the "fear of the unknown" or uncertainty passes quickly. You don't even have time for them! Because you have to find a gas station, organize food, look for accommodation, plan the route for the next day, solve a few problems, make it to the border before closing...

A person quickly adapts to a new situation and a new lifestyle. We also noticed a pattern, and sometimes I think there really is SOMETHING about "karma comes back". Because every time we had a seemingly serious problem in a really strange place, suddenly someone appeared out of nowhere who was able to help us. It is also a good travel advice for the future: "help others, and they will help you".

W&H: Certainly, you have a different perspective on some things. What lesson did you learn from the whole trip?

M.J .: I learned many lessons from the trip. Anyway, I think that one of the biggest advantages of such a trip is that you finally have a lot of time to think. This time is often missing in everyday life. In my opinion, the most valuable lessons are those that make us deeply aware of the obvious. For example, how many times does a person think "… could be worse" or even "others have it worse"? Probably many times. And how many times are they really grateful and happy for what they have or got from fate by a chance? We have neither chosen the family in which we were born, nor the country or culture in which we grew up, nor the religion in which we were brought up. I am fully aware that I won certain privileges in the lottery of life and did nothing to deserve them. For example, I have a loving family, I could choose a husband, finish my studies, I can wear shorts, I don't have to cook if I don't want to. I can also go to New Zealand on a motorcycle if I can earn it, because in my country women can drive two-wheelers and work equally with men. So these are really simple and seemingly obvious things which you realize that make you look at your life a little differently.

W&H: After such a long journey, after so long in the saddle, aren’t you fed up with motorcycles?

M.J .: I can't get enough. There were moments on the road when at the end of the day everything hurt so badly that I promised not to get on the bike again, but that feeling passed the next morning. I have been completely excluded from riding a two-wheeler for some time, so now I follow other bikers with great jealousy and can't wait to get back to riding myself.

W&H: And the last question - what are your plans? I’ve heard that the greatest adventure of your life is ahead of you?  MJ: It's true, our daughter will be born any day now :) We had an ambitious plan to finish writing a blog, photo editing and …

W&H: And the last question - what are your plans? I’ve heard that the greatest adventure of your life is ahead of you?

MJ: It's true, our daughter will be born any day now :) We had an ambitious plan to finish writing a blog, photo editing and editing videos from the trip before her birth, to show her the journey her parents took one day: P Unfortunately, life verified our plans and there is no chance that we will make it!

W&H: You will have a lot to tell your daughter then! She will certainly be proud of such a brave mother, indeed - parents. Congratulations on the trip, amazing adventure and I wish you all the best with the upcoming one - the greatest one :)

Thank you.

Find out more about the Dream Catchers' Journey here:

Previous
Previous

Eglė Gerulaitytė: Rozwój możliwy jest dopiero po wyjściu ze strefy komfortu

Next
Next

Pierwszy taki rajd w historii Chorwacji - Dinaric Rally